sobota, 28 lutego 2015

Cześć, jestem Zosia..

                 A więc.. nazywam się Zosia, mam 14 lat i pochodzę z miasta podchodzącego pod wieś w województwie lubuskim. Trochę się rozpiszę, dlatego jeśli nie chcesz czytać o moim dotychczasowym życiu, zacznij czytać od trzeciego akapitu.
                  Urodziłam się równo o 22:00 jako jeden z największych noworodków z tamtego okresu. Ważyłam ok. 4 kg..  Podobno się bardzo wyróżniałam z pośród innych niemowląt - głównie wielkością i masą. Kiedy skończyłam 2 latka zabrałam się za rysowanie swoich pierwszych rysunków, co zostało mi do dzisiaj.. Gdzieś w międzyczasie w przedszkolu zrodziła się u mnie mała miłość do muzyki (tańce, śpiewy, gra na instrumentach..). W 2 klasie szkoły podstawowej rodzice zapisali mnie do szkoły muzycznej I stopnia na gitarę. Czemu gitarę? Chyba dlatego, że tata kiedyś pogrywał na gitarze i pewnie zamarzył o córce grającej mu kawałki Nirvany na dobranoc ;) W 4 klasie szkoły podstawowej, a 3 w szkole muzycznej zaczęłam uczęszczać na chór. Od samego początku byłam zachwycona śpiewaniem w takiej dużej grupie. Niestety, na początku nie za bardzo mi to wychodziło.. Miałam problem z wydawaniem czystych dźwięków (w dzieciństwie miałam wieczny katar i chore gardło), co nie podobało się nauczycielce.. z czasem jednak, kiedy inni zaczęli zauważać moje postępy, pokochałam muzykę (a głównie śpiew) jeszcze bardziej. Oceny w szkole podstawowej miałam.. przeciętne. Nie lubiłam się uczyć, trudno było pogodzić szkołę muzyczną z podstawową, a zwłaszcza, jeśli chodziło się na tyle zajęć dodatkowych co ja. Schola, kółko plastyczne, korepetycji z angielskiego, korki z matematyki, szkoła muzyczna, basen, zumba, sks.. i wiele wiele innych. W 6 klasie podstawowej rodzice zapisali mnie na lekcje prywatne z wokalu, ponieważ: ''dziecko, ty masz niesamowity głęboki głos!'' - mówiła matka. Zajęcia te polegają głównie na kształceniu mojego głosu i przygotowywaniem mnie do koncertów, konkursów.. Ogólnie mam za sobą 4 koncerty, z czego jeden to był konkurs, w którym miałam 1 miejsce! Yay..
                     W wakacje po zakończeniu podstawówki, zaczęłam się przejmować swoim wyglądem. Na początku interesowała mnie tylko twarz, włosy.. kiedy były już wypielęgnowane, twarz czysta, gładka i wgl. nadal coś było nie tak. Ciało. Moje okropne ciało. Miałam 13 lat, 167 cm wzrostu i ważyłam 65 kg! Zaczęłam wprowadzać w życie ćwiczenia, głównie brzuszki i różne zestawy mel b razem z mamą (która też w tym okresie się ''oddchudzała''). Kiedy nie widziałam efektów, ktoś mi napomknął o odpowiedniej diecie - co było dla mnie naprawdę trudnym testem. Pochodzę z rodziny.. hm... 'smakoszy'. My wszyscy lubimy jeść, praktycznie nigdy sobie nie odmawiamy, jak ktoś coś zaproponuję. Zaczęłam wtedy wypominać sobie co jadałam wcześniej: rano praktycznie nic, nie lubiłam jadać śniadań, w szkole drożdżówka, bułka, paczka chipsów i pepsi... na obiad kupowałam zupkę chińską i udko kurczaka, a wieczorami jadałam to, co tata mi kupował: żelki ołówki, orzeszki w cieście paprykowym, mleka smakowe.. potrafiłam zjeść to wszystko naraz.. aż trudno mi uwierzyć w tej chwili. Moja nowa dieta polegała na ograniczeniu tłuszczy, wycięcia z mojego menu jakichkolwiek makaronów, produktów mącznych i ziemniaków. Pisałam z mamą plan na kartce na cały tydzień: zestaw posiłków: śniadań, drugiego śniadania, obiadu, podwieczorku, kolacji. Zamieniliśmy smażony filet z kurczaka na gotowany, ziemniaki na ryż i wiekszą dawkę surówki. Schudłam z ok. 3 - 4 kg (mówie na oko bo wtedy się nie ważyłam), kilka osób mi napomknęło, że schudłam. Poczułąm wtedy satysfakcje i olałam dietę, ale jednak coś się zmieniło. Sama z siebie starałam się ograniczać pewne rzeczy, zaczynałam się przejmować, że za dużo zjadłam, wyzywałam siebie od grubych i tak przekonywałam się mijając początek roku szkolnego, aż do listopada 2014. Ważyłam ponownie 65 kg przy wzroście 169 cm. Przypadkiem na internecie natknęłam się na stronę ''Pro-Ana''. Kiedy pierwszy raz to przeglądałam, się wystraszyłam i nie wchodziłam ok. miesiąca. Jednak.. w grudniu, przed świętami, coś mnie do tego przyciągnęło. Poczytałam, wypróbowałam kilka ''technik'', mój plan dnia ograniczałam do jednego posiłku lub żadnego (co i tak mi nie wychodziło - efekt jojo). Ćwiczenia dawkowo zwiększałam, uczyłam się na błędach, zaczęłam odliczać kalorię, ograniczałam się i ograniczałam. W styczniu praktycznie cały miesiąc jadałam 300 kcal dziennie + ćwiczenia, a gdy w lutym się zważyłam: 57 kg! Byłam taka szczęśliwa i zdziwiona, wiedziałam, że to mało, ale od czegoś trzeba było zacząć. Ćwiczenia zwiększyłam jeszcze bardziej. Zaczęłam uczęszczać na fitness, zumbe, siłownie.. Schudłam do 54 kg, a jednak.. ostatnie czasy coraz gorzej mi idzie. Trudniej mi ''wytrzymać'' te 300 kcal dziennie, apetyt bierze góre.. Dlatego założyłam m.in. tego bloga. By móc pomagać innym schudnąć i być pięknym i samej sobie pomóc.
                       Bardzo długo siedziałam nad blogiem, zanim napisałam tego posta. Najdłużej nad ''Zestawami''. Blog jest w postaci trochę takiego ''pamiętnika'', dzienniczka, coś w tym stylu. Będę zapisywać tu cele, nagrody, plany, kary.. i wiele wiele innych rzeczy, od czasu do czasu będę do stron dokładać nowe materiały, dlatego nie ma się czym martwić.
                        Czekaj, przygodo...


28 luty 2015 r. - Sobota

Dzisiaj zjadłam sporo. Sporo, to mało powiedziane. Wstydzę się aż powiedzieć, w końcu ''jestem'' motylkiem..           Powiem więc tyle, że z około 1200 kcal zjadłam...

Ale spokojnie! Zaraz idę spalić jak najwięcej się da.. ale najpierw:

Plan na jutro:
Ś: jogurt naturalny < ok. 70 kcal
D: pół jabłka < ok. 40 kcal
O: kotlet sojowy < ok. 50 kcal
K: poł jabłka

Nagroda (za przestrzeganie planu):                            
maseczka waniliowa

Kara:
pocięcie łydek żyletką...

Cel: (narazie) 50 kg
        (później) 35 kg

  Kolorowych!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz